12.11.08
Terror Firmer
Mimo, że produkcja fabułą odbiega zdecydowanie od standardów do jakich przyzwyczaiła nas Troma (choć zasada cycków i wybuchów pozostała niezmieniona - pewnych ram trzeba się trzymać), to jednak można filmowcom wybaczyć, ponieważ... nakręcili parodię filmów niezależnych. Odpowiedź na odwieczne i ostateczne pytanie stawiane sobie przez ludzkość zostaje tym samym rozszyfrowana.
Grupka bohaterów-filmowców stara się skończyć swój kolejny film. Reżyser (sam Lloyd K.) mimo że jest świetnym i uznanym fachowcem, to jednak ma swoje wady i braki (dobre słowo). Większość ludzi w ekipie to maniacy seksualni. Na planie pojawia się seryjny morderca. Jak na tak nikłą ilość problemów pojawia się jeszcze wąskie gardło w procesie
logistyczno-egzystencjalnym w postaci tylko jednego toi-toi'a. Pomimo coraz głębszego bagna i kłopotów kadrowych, to zgodnie z prastarą prawdą „show must go on” - nie można przerwać przedstawienia, film musi być skończony, bez względu na koszty (ofiary).
Filmów amerykańskich nie można nazwać prawdziwymi, jeśli nie pojawia się w nich wątek na linii mężczyzna-kobieta-ten trzeci. W „Terror firmerze” mamy zatem wschodzącą gwiazdę scenicznego biznesu, kolesia o wąsiastej, szczurkowatej gębie i przystojnego mięśniaka - maniaka piklowania, którego słowa trzeba traktować dosłownie (coś w stylu pierwszej sceny). Twórcy filmu, tego prawdziwego zwłaszcza, zafundowali nam nie lada mieszankę wybuchową, w której znaleźli się jeszcze dodatkowi bohaterowie w epizodach równie krótkich, co zabawnych. Najczęściej są to sceny śmierci tych bohaterów, a to kogoś przejedzie ciężarówka, ktoś dziabnie go siekierą w plecy, a to wessają ruchome schody, lampa spadnie na głowę, itp. - ubaw po pachy.
Osobom chętnym poznania na pytanie czemu szmatławe są takie kiepskie lub co Amerykanie zrobili dla mniejszości seksualnych albo po prostu chętnym pośmiania się zogólnie pojętego absurdu - polecam
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez YASHA dnia Śro 15:56, 12 Lis 2008, w całości zmieniany 1 raz
|