27.05.09
Kitaro i klątwa milenium
[link widoczny dla zalogowanych]
Tytułowy Kitaro to postać przeniesiona do świata filmu z kart młodzieżowej mangi i już samo to stanowić powinno pewne ostrzeżenie. Bo jakim koszmarem potrafi być aktorska adaptacja mangi, wie chyba każdy kto doświadczył choć jednego takiego niewypału.
Kitaro to postać w Japonii powszechnie znana (kilka serii anime, kilkanaście gier, wszędobylskie maskotki) i choć "Klątwa milenium" to już drugie pełnometrażowe dzieło aktorskie z udziałem tej postaci, to wciąż trudno uwierzyć, że ktoś był w stanie wyobrazić sobie tę błahą historyjkę operującą czysto mangową poetyką jako film z krwi i kości.
Efekt tego jest taki, jakiego należałoby oczekiwać: "Kitaro i klątwa milenium" to osobliwy i skrajnie infantylny festiwal głupoty. Bo oto dane jest nam obserwować perypetie nastolatka z emo-grzywką, który o dobro ludzkości walczy między innymi z... rozhisteryzowanym, strzelającym odchodami człowiekiem-jeleniem. Tego typu atrakcji jest tu zresztą całe mnóstwo: wachlarz postaci uzupełniają notorycznie pierdzący człowiek-bóbr czy kilkunastocentymetrowy ludzik z okiem zamiast głowy. Ich obezwładniającą absurdalność akcentuje dodatkowo jarmarczny poziom wykonania całego filmu: kostiumy prawdopodobnie pożyczono z przedszkolnego teatrzyku, a efekty specjalne zlecono dorabiającemu korepetycjami informatykowi. Słowem, żaden z elementów tego kuriozalnego przedsięwzięcia nie sprawia wrażenie jakby wyszedł spod ręki osoby w jakikolwiek sposób związanej z przemysłem filmowym. "Kitaro i klątwa milenium" to bowiem kpina do tego stopnia niestrawna, że nawet najwięksi entuzjaści japońskich dziwadeł (do których grona się zresztą zaliczam) będą musieli wspomóc się przed seansem kilkoma solidnymi procentami, by uwierzyć na co wydali kilkadziesiąt złotych.
Post został pochwalony 0 razy
|